Mem generator

Pani Helga z poczekalni u lekarza ma żółte tlenione włosy, ciężkie czarne futro, które czuć kotem, i stan przedcukrzycowy. Nad czarnymi botkami zwinięte w ruloniki grube beżowe rajstopy. Opowiada, że pracowała w Polmosie i przeszła na emeryturę ponad 20 lat temu. Myślę o życiu Niemki, która tuż po wojnie wyszła za Polaka i została we Wrocławiu. Wychodzi, a ja cały czas czuję w powietrzu mieszankę kocich szczyn i mokrego futra.

Swędzi mnie pokryta wysypką po antybiotyku broda i staram się nie nawiązywać kontaktu wzrokowego z nikim, szczególnie z mężczyznami po 60., którzy – jak zawsze – jakby tylko na to czekali. Wbijam nieruchomy wzrok w posadzkę, ale w głowie wyświetla mi się jaskrawy film. Jest jak wtedy, kiedy jeżdżę bez celu tramwajami po mieście, wysiadam w przypadkowych miejscach, mijam zdzelowane wille z poszarpanymi ogrodzeniami, które komuniści pewnie podzieliliby na małe pokoiki-mieszkanka bez łazienek. Zastanawiam się, gdzie mogą być teraz ich właściciele i kto w nich mieszkał po wojnie. Kto może mieszkać teraz? A ich potomkowie, którzy przyjeżdżają tu na wzorcowo zorganizowane wycieczki tematyczne “Śladami Breslau” i zawsze poruszają się w grupach – czy czują, że wrócili  d o   s i e b i e ? Czy rozpaczają, widząc jak chaos wypełnia ich miasto?

Przypominam sobie opowieści ojca o jego dziadku, przesiedlonym spod lwowskiej wsi, który miał całe życie powtarzać “Oni wrócą”. Taka rodzinna anegdotka. Komuniści nie przepadali jednak za pojęciem własności i dziadek mojego ojca nigdy nie otrzymał mieszkania w  m u r o w a n y m domu, w którym mieszkał do końca życia, co może trochę uspokoiło jego obawy. A może nie. Zmarł zanim się urodziłam, jego mieszkania, które wróciło po śmierci jego żony “do gminy”, też nie pamiętam.

Jest 70 lat po wojnie, mieszkam w tym niemieckim mieście prawie 20 lat (wcześniej mieszkałam w  tak samo niemieckim, tylko mniejszym), ale nie czuję, żeby choć w ułamkowej części było moje. I nie zmieni tego kredyt na 30 lat zaciagnięty na mieszkanie “precyzyjnie wkomponowane w tkankę miejską” przez renomowanego dewelopera ani znajomość kilku  skrótów, którymi jeżdżą tylko mieszkańcy i taksówkarze. Miasto nie jest moje. Jest bardziej szczurów, które były tu zawsze, i pani Helgi w czarnym futrze. Nawet jeśli faktycznie jest tylko zwyczajną, polską emerytką, która lubi sobie czasem pokonfabulować w oczekiwaniu na lekarza.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *