W ramach zarządzania swoim rozwojem tudzież zagospodarowywania miejsca po porzuconej diecie ugotowałam wczoraj po raz pierwszy zupę ogórkową, która smakuje mi jak jeszcze żadna ogórkowa w życiu. I przypomniało mi się, co mój ulubiony bohater życia codziennego odpowiedział na pytanie z kwestionariusza Prousta: „Czego nie cierpisz ponad wszystko?”. Tak, dokładnie. Odpowiedział: „Ogórkowej”. Być może to właśnie ta świadomość powstrzymywała mnie przez tyle lat przed jej ugotowaniem. Ha! Przypomniało mi się też – jak zwykle przy takiej okazji – najbardziej chyba nośne hasło w historii kampanii społecznych w Polsce: „Bo zupa była za słona”. Nie dość, że weszło na stałe do języka, to jeszcze kojarzy mi się z jakimś licealnym przyjazdem do Wrocławia (koniec lat 90. najpewniej) i wielkim billboardem z plakatem z tej właśnie kampanii, na którym ktoś przytomnie dopisał sprayem „Kuchnia pełna niespodzianek”. Żartowniś. Nic wcześniej ani później nie zrobiło już na mnie takiego wrażenia. Powaga. Nawet obraz – też umieszczony na billboardzie – Maciejowskiego, z ludźmi przy stole i dramatycznym, koślawym pytaniem „Jak tu teraz żyć?”. Bo ja normalnie uważam, że sztuka powinna zawłaszczać przestrzeń publiczną. Przekraczać, zmuszać do wszystkiego i być służbą. Yep.
A jeśli liczyliście na piękne zdjęcia zupy z ostrością ustawioną na gałązkę koperku, na tle misternie haftowanego obrusa, muszę was rozczarować. Mam tylko to: