Ta zabawa nie jest dla dziewczynek

„Nie dzwonię po to, żeby cię obudzić./ Dzwonię po to, żeby słuchać/ jak oddychasz./ Za oknem stoją dwie taksówki./ Nie pojadę żadną z nich./ Śpiączka, gorączka./ Przykro ci?”.

Wczoraj przeczytałam jeszcze raz Jeden i zastanawiam się, dlaczego tam nie ma tego wiersza? I jak to jest, że ponad 50-letni facet, którym sama już jestem zmęczona i który chwilami zwyczajnie mnie drażni, jest w stanie napisać tak nieprawdopodobnie liryczny kawałek i w dodatku nagrać na płycie w taki sposób, że chce mi się płakać za każdym razem, kiedy go słucham?

„[…] pleni się mały egotyzm, ironia stała się chwytem masowym, niemożliwie łatwym, jest świetnie, choć niekoniecznie jest ciekawie” – odpowiada Piotr Śliwiński na pytanie o stan najmłodszej poezji polskiej. Świetlicki w wywiadach przy okazji najnowszego tomiku mówił, że zamieścił w nim kilka wierszy prawdziwie lirycznych, że teraz może sobie na to pozwolić, bo kiedy był młody, pisał ironicznie, nie lirycznie. Więc jak to jest? Skoro ironia potaniała, może ja też już mogę sobie odpuścić? Ale wtedy od razu zaczyna mi się wydawać, że jestem jak Agnieszka Drotkiewicz albo Katarzyna Janowska i przed kamerą TVP Kultura z przejęciem poprawiam idealną blond grzywkę.

Ale miało być o tym, że jestem chora, literki i obrazki skaczą mi przed oczami, tańcząc jakiś oszalały taniec, a mi pęka głowa, nie mogę jeść, nie mogę spać, mam gorączkę i obłąkane sny. Śni mi się hrabina Elżbieta Olga Tokarczuk, że wyrzuca z pracy moją mamę z nizin społecznych, a ja dzwonię do niej i mówię, jak pani może, może jesteśmy z nizin społecznych, ale ja przeczytałam wszystkie pani książki i niektóre mi się nawet podobały (w liceum). Chociaż wiem, że to i tak nie uratuje sytuacji. A potem budzę się mokra i niemal od razu znowu zasypiam i śni mi się Małgosia Halber i jej chłopak. Jesteśmy na imprezie i bawimy się w wymyślone państwo, ja jestem królową i każę poobcinać moim poddanym ręce albo nogi, albo jedno i drugie – w zależności od nastroju. A potem impreza się kończy, budzimy się, i oni wszyscy naprawdę nie mają tych rąk i tych nóg, one leżą obok nich, na przykład obok korpusu z główką leży obcięta dłoń i gestykuluje, gdy głowa coś mówi, to jest takie upiorne, jak z Topora, i myślę, że jestem bardzo złą królową (już widzę, jak Krzysztof Ostrowski z CKOD wysyła mi esemesa za esemesem: „Zła królowa, zła królowa, zła królowa…”) i już nie da się tego odkręcić. Budzę się mokra i rozsadza mi głowę. W pewnym sensie masz rację, chcę wrócić do czasów, gdy zastanawianie się, czy mnie kochasz, było jedną z moich podstawowych czynności, wciskanych gdzieś między mycie zębów a rytualne sprawdzanie prognozy pogody. Ale teraz robi mi się naprawdę niedobrze i zastanawiam się, czy nie wpadłam we wstrząs hipoglikemiczny, czy ta choroba się kiedyś skończy, czy może jednak zostanie ze mną na zawsze i już nigdy nie wrzucę na bloga wyważonego, żartobliwego, umiarkowanie złośliwego tekstu o nowym filmie Smarzowskiego albo poezji Agnieszki Wolny-Hamkało, bo zostanę w tej gorączkowej, rozhisteryzowanej wersji mnie do końca. I nawet jeśli kiedyś dojdziesz do wniosku, że inteligencja jest jednak seksowna, to ja już będę po stronie wrażliwości graniczącej z histerią. Bo wrażliwy mężczyzna jest liryczny, a wrażliwa dziewczynka jest egzaltowana, prawda? Dlatego ta zabawa nie jest dla dziewczynek.

OK. Ale skoro tego bloga i tak czytają jakieś trzy osoby w tym kraju, to chyba mogę sobie czasami tutaj zrobić taki lekko bełkotliwy dziennik uczuć online i mieć w dupie być może zasadniczą w innych przypadkach kwestię: „Czy to jest hermetyczne? Czy po prostu słabe?”.

Jeden komentarz do “Ta zabawa nie jest dla dziewczynek”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *