„Kolega mi radzi, bym robił jogging/ i tobą gardził, bo zadajesz mi ból”. No, proszę państwa – czy to nie jest genialne zdanie? Uprzedzę pytania: tak, moja fascynacja Bartkiem Waglewskim jest poziom wyżej. Po Kim Nowak słucham sobie teraz na przemian Tworzywa Sztucznego, Fisza, Fisza z Emade i innych hidden tracków i występów gościnnych. Późno, ale za to intensywnie. W pierwszym odruchu pomyślałam, że Fisz robi taki hip-hop, którego mogę słuchać bez obaw, ale dosyć szybko stwierdziłam, że to przedwczesna diagnoza. To w ogóle nie jest hip-hop, a jeśli nawet, to nie dla ortodoksów gatunku.
Bo ogólnie czuję to tak, że – mimo że bardzo chcę i jak wracam ze studiów do domu, to czasem naprawdę muszę sobie hip-hopu posłuchać – to jednak tak na poważnie nigdy nie dam rady. W grę wchodzi co najwyżej O.S.T.R. albo Paktofonika, ale już Fokus w niektórych momentach (chociaż uwielbiam jego Powierzchnie tnące) albo Abradab wyznający, że „lubi fajne dupcie, ale bez lateksu”, są poza konkurencją. Sorry. Dziękujemy panom, niestety nie biorą panowie udziału w zawodach. Próbowałam, ale nie mogę tego przełknąć. Szowinizm wpisany w większość tekstów jest na dodatek opakowany w sposób, który mnie zwykle załamuje, bo naprawdę nie wiadomo, co z tym zrobić dalej: śmiać się? obrażać? nie reagować? Oczywiście, możecie powiedzieć, że się nie znam, generalizuję i pozuję, ale i tak prędzej czy później traficie na jakieś „pieprzenie szmat”, którego chcąc nie chcąc będziecie musieli bronić, najpewniej posługując się argumentem rodem z Masłowskiej pt. „ciotę masz, to robisz miny, fochy i feministyczne słuchanie hip-hopu”.
A wracając do Wagli, bardzo mnie rozbawiło, jak w jednym z wywiadów Fisz poskarżył się, że na początku ich kariery jakiś dziennikarz napisał, że są synami Janerki. Ciekawe kto? Mam oczywiście swój typ – ale w końcu od redaktora pisma „Bravo” trudno oczekiwać zbyt wiele. W sumie spoko, mi też się zawsze Waglewski z Janerką mylili. Ale – przy całym szacunku dla dwóch ostatnich – Bartek jest najlepszym tekściarzem z nich wszystkich. Jak się nad tym zastanawiam, to najbardziej podobają mi się u niego dwie rzeczy: po pierwsze to, że był w stanie określić się wobec ojca i znaleźć własną drogę, a po drugie – autoironia, którą najlepiej widać na płytach Kim Nowak. Bo nawet jeśli młodzi Waglewscy rżną melodie z Sonic Youth, to… kurwa, przynajmniej wiedzą, z kogo zżynać (chodzi mi tutaj o to, co pisali krytycy w zeszłym roku, po tym, jak wyszedł Wilk, czyli druga płyta Kim Nowak – mianowicie, że absolutnie najbardziej uzależniająca piosenka na tej płycie, czyli Mokry pies, to, delikatnie mówiąc, „przeróbka” Incinerate Sonic Youth). Rzeczywiście, melodia jest bardzo podobna. Jednak prawda – jak by to powiedział Adam Michnik – jest inna. Waglewscy biorą garściami skąd się da, ale na tym chyba polega ta zabawa? Zwłaszcza, że robią to inteligentnie. Kim Nowak to rzeczywiście bardzo proste, surowe granie, nic odkrywczego, mnóstwo tu muzycznych cytatów, a Bartek śpiewa niemal jak ojciec. Ale z drugiej strony – zajebiście jest mieć takie polskie White Stripes! A jak grali w kwietniu w Imparcie, okazało się do tego, że Fisz jest całkiem charyzmatyczny na scenie (gdyby tylko Wojciech Bonowicz nie robił za konferansjera…).
No dobrze, jest jeszcze jedna fajna rzecz w kawałkach Fisza – wiele z nich jest po prostu bardzo lirycznych. Prym wiodą tutaj płyty Tworzywa z Deszczem w butach i wszystkimi innymi piosenkami o rozstaniu. „Takie porno dla egzaltowanych dam”, żeby zacytować dzisiejszego bohatera.
Bartek, jesteś mistrzu.