Takie rzeczy tylko w styczniu

Pora roku sprzyja samobójstwom. Zawsze czułam (oczywiście do pewnego momentu, bo w określonym wieku popełnienie samobójstwa nie jest już możliwe), że gdybym miała to zrobić, nastąpiłoby to właśnie w tym mrocznym okresie tuż po Nowym Roku, kiedy światło dnia ogląda się tylko między 12.00 a 15.00, i to zasadniczo tylko w soboty i niedziele, bo poza tym jest się w pracy. Kiedy skończyły się święta, choinka przysycha w kącie, sypiąc gradem igieł przy każdym ruchu powietrza, wiatr wyje w kominie, a ja leżę na materacu, słuchając Alt-J i zastanawiając się, czym wypełnić pustkę w swoim życiu, ponieważ właśnie odkryłam, że nie pomaga mi nawet kupowanie koronkowej bielizny. Ani nic innego, włączając w to chodzenie na basen, obejrzenie w kinie wszystkich przynajmniej w minimalnym stopniu interesujących premier, czytanie książek, o których aktualnie mówi się w TVP Kultura, oglądanie wybranych seriali HBO całymi sezonami, zakupy, gotowanie, picie sojowej latte z cynamonem ani szereg obsesyjno-kompulsywnych rytuałów, o których nie napiszę, bo mi wstyd.

I jeszcze to nieznośne uczucie, że „z nowym rokiem nowym krokiem”, czy jak to tam leciało… Przychodzi nowe – i co z tego, że cezura jest umowna, skoro jest i upomina się o swoje prawa. Tymczasem tkwię w ogólnej poświątecznej rozjebce, w której do łez doprowadza mnie samo wycie budzika codziennie rano, a jedynym postanowieniem noworocznym, jakie jestem w stanie podjąć, jest przetrwanie tego okresu, zaliczając jak najmniejszą stratę na koncie. Choć koszty i tak – jak zawsze u mnie – będą ogromne.

Mogłabym uciec w pracę, gdyby była tego warta, ale nie jest. Albo napisać jakiś przejmujący tekst o śmierci i pustce w kulturze Zachodu, który odbiłby się szerokim echem i nazbierał sporo lajków. W końcu jak Świetlicki w Zimnych krajach umieścił wiersz zaczynający się od „Styczeń, pora śmierci choinek”, to potem w innym wierszu napisał, że ktoś zostawił mu w knajpie prezencik (anonimowy) – czarny foliowy worek z martwą choinką i kartką o treści: „Styczeń, pora śmierci choinek”. Zastanawiam się, jak było możliwe (jeśli w ogóle było), żeby poezja miała taką moc oddziaływania. Nie, to musiał być żarcik. Chyba że styczeń.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *