***

Doświadczenie i upływający czas nauczyły mnie już, że kiedy zaczyna mi się wydawać, że Turn on the Bright Lights to była jednak dobra płyta, a Paul Banks wcale nie jest ślepo zapatrzonym w Iana Curtisa, rozpuszczonym nowojorskim bachorem, tylko wrażliwym chłopcem, i kiedy tęsknię za Rentonem i Sick Boyem do tego stopnia, że jestem skłonna oglądać Trainspotting w wersji z francuskim dubbingiem – nie jest dobrze. A już na pewno nie jest to moment na pisanie bloga, chyba żeby zakładać późniejsze paniczne kasowanie kompromitujących wynurzeń. W poniedziałek w Warszawie gra TV on the Radio, a mnie tam nie będzie (i to nie dlatego, że na Nine Types of Light podobają mi się może trzy kawałki), ale przecież życie ma sens. Kinga Dunin pożegnała się z „Wysokimi Obcasami”, ale przecież mam za to Agnieszkę Drotkiewicz. Z ważnych rzeczy to jeszcze powiem wam, że nie rozumiem, dlaczego już trzeci z kolei felieton Pilcha składa się w większości z cytatów z Zagajewskiego (czasem mam wrażenie, że nikt oprócz Pilcha w ogóle Zagajewskiego w tym kraju nie czyta, a przypominam – jest to jeden z naszych najżywiej przez Komitet Noblowski rozważanych kandydatów do Nobla). (Jest to również – przypominam za Pilchem – autor totalnie i w sposób wyjątkowo dotkliwy pozbawiony poczucia humoru, przede wszsytkim na własny temat [czasem myślę, że to mnie z nim łączy], autor, który rozmaite żartobliwe i ironiczne sugestie i aluzje swoich kolegów literatów dotyczące jego szans na Nobla ucinał ze śmiertelnie poważną miną, machając ręką i mówiąc: „Dajcie spokój, dostanę, to dostanę”). A może by tak jednak skoczyć na chwilę na Open’era? Mimo że jest to masówka dla japisów? W końcu chyba coraz bardziej staję się targetem tego festiwalu. „Gazeta Wyborcza” próbuje mnie przekonać, że Slot Art Festival to jeden z największych alternatywnych festiwali w Polsce. Tak, tak. Może od razu ustalmy fakty: Hitler i Stalin nadal nie żyją, a katolicyzm to póki co jeszcze nie alternatywa. Choć może dla kogoś. Nikogo nie stygmatyzujemy, uczymy się wyrozumiałości. Nawet doskonali felietoniści są zazwyczaj kiepskimi pisarzami. Lepiej też być bohaterem słabej powieści niż żadnej.

Lepszy taki wpis niż żaden.