W tym dniu nieistniejącym święta kobiet (a jednak właśnie ten dzień się pamięta), pomiędzy przyjmowaniem kwiatków i cukierków, a także licznymi kłótniami z mężczyznami, wpadł mi w ręce „Przekrój” z raportem „Kobieta 2011”. Jest to tekst przenikliwy i otwierający szereg pól – a do tego aż sam się prosi, żeby się po nim przejechać.
Począwszy już od samego tytułu „Uwolnić Polkę”, który, jak rozumiem – ale może się mylę i rychło wyprowadzicie mnie z błędu – ma być błyskotliwym nawiązaniem do przeboju familijnego kina lat 90., czyli filmu „Uwolnić orkę”, przez śródtytuły („Chomik w kółku”, „Wykluczone prawnie i mentalnie”, „Wyuzdane z presji”, „Kolorowe staruszki” i mój hit ze słowem kluczem – „Znajdź własną przestrzeń”), aż do jakże odkrywczej konkluzji, że 2011 rok to czas, by każda Polka wreszcie coś odpuściła, autorkom tekstu (kobietom!) wspaniale udaje się udowodnić, że Polki to takie słodkie idiotki pozbawione własnego zdania, a czasem może nawet zdolności myślenia. Co ciekawe, w tym artykule nawet wypowiedzi prof. Magdaleny Środy wydają się kretyńskie (czy muszę mówić, jak prezentują się sądy głoszone przez Sylwię Chutnik i Zuzannę Ziomecką?). W ogóle – dlaczego Sylwia Chutnik i Zuzanna Ziomecka to mają być osoby od wypowiadania zdań kategorycznych na temat kondycji współczesnej kobiety w Polsce? Skąd taki pomysł i kto go podsunął nieszczęsnym autorkom „Przekroju”? Znajomy z TVN Style?
Ten tekst jest jak słuchanie Lionela Richie – po 30 sekundach masz ochotę rzygać, po kolejnych 30 rzucasz mięsem i gazetą. Z dwojga złego wolę już wojowniczki z „Wysokich Obcasów”. Błyskotliwe stwierdzenia w rodzaju: „Dorosła Polka przyjmuje maskę miłej ślicznotki. Po to, by złapać dobrą pracę i męża. Po to, by odnieść sukces. Tylko jaki? Taki, jaki stał się udziałem Joli Rutowicz czy może Krystyny Jandy, o której rzadko piszą w Pudelku, ale na której spektakle zawsze brakuje biletów?” czy: „Trudno w takiej sytuacji [chodzi o to, że kobiety w Polsce zarabiają mniej niż mężczyźni] czuć się swobodnie. Może to jeszcze jeden powód zakładania kolejnych masek? Kopiowania cudzych wzorców? Przyznaje to bez ogródek polska projektantka Ewa Minge. Jej zdaniem dzisiejsze polskie kobiety hołdują unifikacji” – towarzyszą fragmentom po prostu niegrzecznym, jak ten o Annie Dymnej: „Jestem, jaka jestem, czuję się z tym nie najgorzej – mówi nam Anna Dymna, kiedyś jedna z najpiękniejszych polskich aktorek [podkr. moje]”.
I co mi mówi ten tekst o mnie i innych Polkach? Litości, jeśli jesteśmy tak bezbarwne, powierzchowne, podporządkowane, nieogarnięte, bez pomysłu na siebie i swoje życie, jak piszą panie Anna Szulc i Agata Jankowska, to może powinnyśmy popełnić zbiorowe samobójstwo i nie unieszczęśliwiać polskich mężczyzn swoim istnieniem. Na Boga, trochę wiary! (piękne zawołanie, prawda?). Może jest jakiś procent kobiet mających kłopot z autorefleksją, ale jest ich zapewne tyle samo, co mężczyzn z tym samym problemem. Nie warto. Po co w jednym z największych ogólnokrajowych tygodników publikować stek banałów, dobranych zresztą tak niefortunnie, że same się wykluczają? (Z jednej strony autorki piszą o tym, że Polkom brak asertywności, siły przebicia i że boją się one niezależności, a z drugiej – ubolewają nad tym, że współczesne kobiety próbują często być superwoman i chwytają się wszystkiego, co ma je do tego celu zbliżyć). Nie można – skoro już trzeba, bo jest okazja w postaci tego nieszczęsnego Dnia Kobiet – napisać czegoś świeżego? Zrobić wywiadu z kimś, kto sensownie opowie o zmianach, jakie zachodzą w społeczeństwie, zamiast dawać wybór przestarzałych wypowiedzi, które czytaliśmy już wszędzie miliony razy? Albo nie pisać nic i przejść do porządku dziennego nad tym dziwacznym świętem, które obecnie przybiera formy coraz bardziej żenujące (przynajmniej mi się tak wydawało, kiedy odbierałam w pracy „tradycyjnego” goździka)? Gdyby jeszcze autorem był mężczyzna, wybaczyłabym łatwiej. Ale tak? Kolejna żółta kartka dla „Przekroju”.
A następnym razem będzie o chomikach.