1. W ciemnej aurze niewiedzy i niepewności pojawia się nadzieja. Może się uda?
2. Zdobyłam wszystkie teksty. Czytam, idzie dobrze.
3. Przeczytałam. Wiem, że nic nie wiem.
4. Pierwotny, zwierzęcy bunt. Po co mi to?!
5. Rezygnacja: nigdy tego nie napiszę.
6. Rezygnacja, poziom wyższy: ok, napiszę, ale będzie żenująco słabe. Tępo patrzę w monitor.
7. Piszę. Beznadzieja. Stek banałów. Ani jednej oryginalnej myśli.
8. Czyta M. Wydaje aprobujące pomruki, nagle pyta: czy to błyskotliwe zdanie na stronie szóstej to twoje? Niestety, to cytat.
9. Czytam ja. Powtórzenia. Bękarty. Błędy stylistyczne!!!
10. Pogodzenie. Zgoda na miernotę. Konsolacja. Buddyzm.
No więc to jest właśnie to, o co w pewnym momencie błagał mnie mój promotor, mianowicie żebym przynajmniej od biedy opisał performance piszącego pracę. Nie podjąłem się, nie podejmę się, scooby doo.
Ale ty odwaliłaś to jak należy.