Rafał M. Wojaczek pisze

Idą święta, zmrożona finlandia powoduje bezsenność, a powieści pisane przez poetów są bardzo dziwne. Czytam Sanatorium Wojaczka wydane przez Biuro Literackie z uwzględnieniem fragmentów nigdy wcześniej niepublikowanych. Właściwie „powieść” nie jest dobrym słowem. W każdym razie jest to proza (jeśli za ikoną polonistyki wrocławskiej, Dominikiem Lewińskim, przyjmiemy prostą i poręczną definicję mówiącą, że poezja to tekst równany do lewej, a poszarpany z prawej, a proza – wyrównany do obu stron kartki).

Jest to dziwna proza. Dzieli się na pieśni, a ich bohaterem jest Piotr G. Sobecki, poeta mieszkający we Wrocławiu na Ogrodowej. Jego ojciec jest nauczycielem gimnazjalnym, a żona mieszka gdzieś daleko, skąd wysyła enigmatyczne telegramy o treści „Przyjedź”. Poeta tymczasem pisze, pije, odbywa pielgrzymki po wrocławskich knajpach, spektakularnie kontestuje lokalne środowisko literackie… głównie jednak pije. Wszystkie postaci mają pierwowzory w realnie istniejących osobach (a przynajmniej tak mi się wydaje po dosyć uważnej lekturze tomu wspomnień Wojaczek wielokrotny), w dodatku wszystkie te zabiegi nie są w ogóle maskowane. Obawiałam się szczerze mówiąc, żeSanatorium może być kiepskie i że nikt tego wprost nie napisze z obawy przed szarganiem świętości; jednak kiepskie nie jest. Tak jak kiepskie nie są kryminały Świetlickiego, choć gdyby je rozpatrywać w kategoriach wierności gatunkowi, byłyby złe, wręcz słabe.

Wojaczek jest dobry. Genialny poeta napisał niezły pamiętnik (bo tak czytam Sanatorium, przynajmniej na razie), wcielając w życie imperatyw Kafki – „nieustający obowiązek samoobserwacji”. Mam też wrażenie, że w dużej mierze na tym tekście opierali się twórcy scenariusza sławnego filmu Wojaczek z Krzysztofem Siwczykiem w roli głównej. W tym niezapomnianym obrazie w swej życiowej roli wystąpił także Robert Gawliński, który jako Edward Stachura wypowiada jakieś dwa zdania w stylu: „Stachura” i „Co słychać?” (ta scena też jest w Sanatorium). Pamiętacie?

Sanatorium mogłoby być ilustracją dla tego, co napisał kiedyś Świetlicki: „Będziemy obserwować postępy ciemności”. Zresztą Wojaczka u Świetlickiego jest bardzo dużo, ale to temat na osobny wpis. W każdym razie książka na pewno jest ważnym elementem układanki pod tytułem „mit Rafała Wojaczka, poety przeklętego”. Z upiorną refrenicznością powtarzają się w niej zdania skonstruowane w taki sposób: „Piotr G. Sobecki je śniadanie”, „Piotr G. Sobecki jedzie tramwajem”, „Piotra G. Sobeckiego pytają o żonę”.

Tyle na dziś. Ciąg dalszy nastąpi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *